Płonęli, powieszeni do góry nogami na drzewie. Tańczące pomarańczowe płomienie podrygiwały na pniu i gałęziach, korzenie wystające z wody plątały się pod nogami, wyrzucając mokry piach w górę. Było zimno i wilgotno, niebo tonęło w burzowych chmurach.
Była tam, stała i patrzyła, jak dramatyczną scenę urządziła śmierć; wielki pokaz, własne arcydzieło przedstawione światu, jakoby chcące pokazać swoją potęgę.
Ziemia drżała, niebo tonęło w szarych sukniach chmur, mokra gleba błyszczała, odbijając w swej tafli dziko podrygujący ogień.
Nie potrafiła wykonać ani jednego kroku, po prostu patrzyła na to wszystko do czasu, gdy jeden z trupów nie otworzył oczu. Machnął gwałtownie nogami, zaczął szamotać się z liną, która okalała jego szyję, by po chwili wydać z siebie niezrozumiały skowyt.
Nieboszczyk patrzył na nią i otwierał już usta, by coś powiedzieć.
— Mutagen może was zabić — odczytała z ruchu jego warg i w ułamku sekundy nieumarły stał już przed nią, materializując się w mgnieniu oka. Zionął śmiercią. — Oni pragną czegoś więcej — wycharczał wprost do jej ucha, a dźwięk wydobywający się z jego martwej krtani przywodził na myśl zgrzytanie zębami. — Chcą zgładzić ludzkość.
Spojrzała na niego, powoli unosząc głowę. Wtem przed nią stał już ktoś zupełnie inny, ktoś bardzo bliski jej rozszarpanemu sercu. Rozpoznała go niemal od razu, już w momencie, gdy ujrzała zarys jego szczęki. Zadrżała.
— Zgodziliście się na coś, czego nikt nam nie powiedział.
— Co masz na myśli? — zadała pytanie, które padało z jej ust już wielokrotnie. Znała odpowiedź, ale mimo to wciąż wypowiadała te słowa, zupełnie nieświadoma tego, jak bardzo mechanicznie działała.
— Sami wydaliście na siebie wyrok.
— Zginiemy?
— Organizm może nie zwalczyć infekcji. Prawdopodobnie większość z was umrze.
Patrzyła na niego sarnimi oczami pełnymi łez. Nie wiadomo kiedy znaleźli się w starym laboratorium, ale to on był po drugiej stronie pancernej szyby, ona zaś stała naprzeciwko niego, opierając się dłońmi o lodowate szkło. Zwiesiła głowę, zwalczając w sobie chęć krzyku.
— Nie chcę twojej śmierci, Mayumi — powiedział ostro, niemal oskarżycielsko. — Nie mogę cię stracić.
Uniosła gwałtownie brodę na wydźwięk tych ostatnich słów, ale mężczyzna zniknął w tym samym momencie, korytarz zaś rozciągnął się nienaturalnie. Zrobiło się ciemno i zimno. Pękło szkło, wypluwając drobne odłamki, które powbijały się mocno w jej delikatną skórę. Zatrzasnęły się drzwi, w rogu pokoju zapaliła się mała lampka, a szklany sufit pozwolił obserwującym doglądać pełni księżyca.
Cichy szept niosły ze sobą nagie ściany.
Szept rozpaczy rozdzierający duszę na drobne kawałeczki.
Nie mogę cię stracić — powtórzyło echo.
Obudziła się z potwornym bólem głowy i stłumionym krzykiem, łapczywie czerpiąc powietrze w pozycji już siedzącej. Pot oblewał całe jej ciało, przypominając o tym, że po części wciąż była człowiekiem. Drżała z narastających emocji i nie mogła ochłonąć przez dłuższą chwilę. Mocno zacisnęła powieki i wzięła głęboki wdech.
— Znowu nocny koszmar? — Usłyszała niski baryton wydobywający się z mroku. Niechętnie otworzyła oczy, ukazując światu swe zielone jak trawa tęczówki. Z głośnym świstem wypuściła powietrze z ust. — Ciągle budzisz mnie swoimi krzykami.
— Nikt nie każe ci słuchać — warknęła w odpowiedzi i zerwała się z łóżka.
Zapaliwszy włącznikiem lampę, posłała karcące spojrzenie w stronę bruneta opierającego się bezczelnie o framugę drzwi. Podkrążone oczy i rozmierzwione włosy sugerowały, że mężczyznę ewidentnie coś wyrwało ze snu, jednakże Mayumi zdawała się tego nie zauważać i tylko westchnęła poirytowana, sięgając po szklankę zimnej wody.
— Chyba zapomniałaś, kim ja jestem. Każde twoje jęknięcie wychwycę kilometr stąd. — Zamknął wreszcie frontowe drzwi i boso pokonał korytarz i kuchnię, by rzucić się na skórzaną kanapę odwróconą w stronę wielkiego okna, w tym momencie zasłoniętego wielką roletą. — Poza tym sam miewam koszmary i trudno mi przejść obok, kiedy sama z tym walczysz.
Prychnęła. Miała przeogromną ochotę zaśmiać mu się prosto w twarz, po czym wyrzucić na zbity pysk. Nocne wizyty w jego wykonaniu z reguły kończyły się w taki sposób, ale dzisiaj od dawna poczuła, że nie potrafi być sama, dlatego też nie powiedziała ani słowa. Czekała, aż wielmożny pan Uchiha doda coś od siebie lub rozwinie myśli związane z własnymi koszmarami, jednakże jak zawsze nie doczekała niczego, co pomogłoby jej nieco się rozluźnić.
Mayumi i Sasuke mieszkali osobno, ale w tym samym apartamentowcu. Mimo ciągłego zamykania drzwi na klucz i ustawianiu wszelkiego rodzaju alarmów, Uchiha zawsze znajdował sposób, aby dostać się do niej bez wszczynania jakiegokolwiek czujnika. Denerwowało ją to, jak bardzo naruszał jej prywatność, z czasem jednak zaczynała się do tego przyzwyczajać; nie miała innego wyjścia, Sasuke był okropnie uparty.
Usiadła tuż obok niego i przywołała system mieszkania do pobudki.
— Isi, odsłoń rolety, proszę — powiedziała spokojnie, wlepiając wzrok w uruchamiający się hologram nad szklanym stolikiem. W mieszkaniu zapaliły się lampy, w tym samym czasie spod zwijających się rolet ujawniał się krajobraz za oknem. — Za godzinę musimy się zbierać. Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o dzisiejszym zleceniu — dodała niepewnie, kątem oka zauważając jakąś dziwną zmianę w zachowaniu przyjaciela. Przegryziona przed ułamkiem sekundy dolna warga była sygnałem, którego nie mogła przeoczyć. — Zapomniałeś! — jęknęła trochę zrozpaczona i ponownie przywołała Isi, system wewnętrzny, aby wyświetliła jej mapę strefy Zero, która była celem numer jeden dnia dzisiejszego.
— Nie zapomniałem — odparował. — Po prostu mam inne plany.
Drgnęła.
— Inne plany? — Zamrugała energicznie, powstrzymując się od podduszenia kompana właśnie w tym momencie. Zwierzęcy instynkt proponował walczyć, ale ludzka strona próbowała nad tym zwyciężyć. Hybrydy posiadały dwa oblicza, jednakże to drapieżniejsze często wymykało się spod kontroli i prowadziło do rozlewu krwi. Nawet kłótnie między nimi często kończyły się nadszarpniętym mięsem. — Od kiedy żyjesz innym życiem i jak wyglądają te inne plany?
Nie odpowiedział, co tylko wzmocniło w Mayumi chęć mordu. Oczy niespodziewanie błysnęły krwistą czerwienią, a włosy od nasady powoli przybierały lekko przygaszony karmazynowy kolor. Na twarz wstąpiły ciemne bruzdy przypominające pęknięcia w porcelanie, a pod oczami nabrzmiały czarne, grube żyły. W ułamku sekundy dłoń ze szpiczastymi krwawymi szponami dosięgnęła szyi zaskoczonego, acz wciąż opanowanego Sasuke.
W tym momencie przed oczami ponownie zamajaczył jej dzisiejszy koszmar i twarz mężczyzny, który ostrzegał ją przed śmiercią i utratą człowieczeństwa raz na zawsze. Nie zdawała sobie sprawy również z tego, że na dłoniach nie posiadała rękawiczek i właśnie teraz wysysała z Sasuke wspomnienia i energię, której wcale nie potrzebowała.
Powstrzymała się natychmiast, widząc jak towarzysz blednie, a oczy zachodzą mgłą. Oderwała od jego skóry dłoń jak poparzona, chowając ją między kolana i ściskając, aby na nowo nie wystrzeliła w szale. Wzięła kilka głębszych oddechów i już spokojniejsza wyszeptała krótkie przepraszam, wbijając przestraszony wzrok w podłogę.
— Chyba zaczynam świrować — odparła chrapliwym głosem. Płonące włosy ponownie mieniły się czernią, a tęczówki świeciły nieskazitelną zielenią i spokojem. Żyły zniknęły, bruzdy wchłonęły się w skórę, szpony zniknęły. Ponownie odetchnęła.
— Dalej zadręczasz się przeszłością, co?
Nie chciała na niego patrzeć, ale zmusiła się, by spojrzeć mu głęboko w oczy. Sasuke wydawał się niewzruszony całym zajściem, jedynie trzymał dłoń na wcześniej ściskanej szyi i ciężko oddychał. Poza tym nie pałał gniewem, wydawał się być odległy myślami i jako jedyny panował nad drżeniem swojego głosu.
— Odpuść wreszcie — warknął nagle, obrzucając ją mściwym spojrzeniem. — Miewam koszmary z tamtego dnia, z laboratorium i z klatki, z testów i innych chujowych miejsc. — Przeniósł wzrok na krajobraz miasta rozpościerający się za oknem i nie mogąc oderwać wzroku od mieniących się ogromnych świateł wieżowców, kontynuował: — To jak trucizna. Oddychasz tym każdego dnia, zadręczasz się. Wracasz do tamtych dni, które już nie wrócą i niczego nie zmienią. On też nie wróci, Mayumi.
Wydała z siebie dziwny dźwięk, coś pomiędzy warknięciem a szczeknięciem. Sasuke jednak zignorował narastający gniew, będąc pewnym tego, że miał rację. Chciał jedynie ochronić przyjaciółkę przed kolejnymi atakami i udowodnić jej, jak bardzo zamknęła swoje obecne życie przed brutalną rzeczywistością. Żyjąc w przeszłości, zadręczała się i nie panowała nad emocjami, które u hybryd były wzmożone i nieprzewidywalne. Huśtawki nastrojów należały do codzienności, a żądza krwi płynęła w ich żyłach od momentu przemiany. Jako wyszkoleni wcześniej żołnierze, znali ból i doskonale wiedzieli, jak zadać cierpienie komuś innemu niż sobie. Przeszłość, wciąż wspominana i przeżywana, kruszyła cząstki ich duszy na kawałki i Sasuke za wszelką cenę chciał udowodnić Mayumi, że nie warto.
— A nie boli cię to, że w tej naszej chorej przeszłości musieliśmy też zostawić tych, na których nam najbardziej zależy? — Chciała mu dopiec, udowodnić, że nie ma racji. — Nie tęsknisz za bratem? Za Sakurą? Cholernie brakuje mi mojej siostry i o niej też myślę. Za każdym razem, kiedy znowu ląduję w tym pierdolonym laboratorium pewna tego, że nas wzmocnią i przygotują do walki, że wreszcie nastanie upragniony pokój.
— Tęsknię — odparł głucho. — Nie żyję jednak przeszłością, a ty — zerknął na nią, zatrzymując wzrok na roztrzęsionych dłoniach, które teraz mocno ze sobą ściskała — nie tylko tęsknisz za Blue. Ciągle rozdrapujesz rany związane z nim…
— Milcz! — wrzasnęła, a w oczach zamajaczyły łzy. — Nic więcej nie mów, rozumiem. Skupmy się na zadaniu… a właściwie na tym, co ja muszę zrobić.
Przetarwszy szybko twarz wierzchem dłoni, ponownie przywołała do siebie system Isi, by odpalić nad stołem mapę, a obok wiadomość od Cienia.
— Przekonać CyKi, Zabuzę i Haku, do wstąpienia w szeregi Cienia za wszelką cenę. Jeśli będą stawiać opór, koniecznie użyć siły i zmusić do współpracy. Naciskam jednak, aby sprawę załatwić pokojowo. Wynagrodzenie to pięć tysięcy dolarów podzielone przez waszą dwójkę. Czekam na raport. Powodzenia — przeczytał na głos Sasuke i nieco się naburmuszył. — Skoro nie biorę w tym udziału, wynagrodzenie nieco spada.
Mayumi ziewnęła.
— Jeżeli Cień się dowie, że nie wykonałeś swojej części roboty, ukaże cię. — Podążyła za nim wzrokiem, gdy wstał, przeciągnął się i skierował leniwie kroki ku wyjściu z jej mieszkania. — Dobrze o tym wiesz, a mimo to ryzykujesz i wychodzisz.
Pożegnaniem było tylko trzaśnięcie drzwi.
Po prostu świetnie — pomyślała.
Strefa Zero była miejscem zakazanym dla wszelkich wędrownych i ludzi. Przebywać mogły tu jedynie CyKi lub nieumarli, nikt inny nie miał tu wstępu. Miejsce to było niebezpieczne i zdradliwe, ale pełne perełek w postaci zmechanizowanych pojazdów czy ulepszeń do broni. Niejeden raz, Mayumi i Sasuke handlowali tutaj z najlepszymi mechanikami, inżynierami i dilerami, ulepszając to, czego nie udało się ulepszyć przez eksperyment.
Sięgające do połowy ud skórzane kozaki, przypięte różnymi pasami na samej górze, stukały swym obcasem o asfalt, którym stąpała pewna siebie Mayumi. Krótkie, równie skórzane i czarne jak noc szorty, odsłoniły pośladki, a krótka bluzeczka nie zakrywała nawet pępka. Narzucony płaszcz szeleścił na wietrze, niezapięty odsłaniał przód, a tył zakrywał szczelnie sięgając aż do kolan. Ogromny kaptur zasłaniał twarz, ale pozwalał, by rude włosy opadały swobodnie na piersi. Skórzane rękawiczki spoczywały na drobnych, kobiecych dłoniach, a zwieńczeniem wojowniczego i dość kusego stroju, były dwa miecze na plecach, snajperka najnowszej generacji i przepasany do lewego uda mały gnat, którego kolba obijała się z każdym krokiem Mayumi.
Przykuwała wzrok wszystkich, nawet strażników, którzy włączali skanery w wbudowanych, nowych oczach, aby tylko dokładniej przyjrzeć się hybrydzie i ocenić, czy rodzaj bielizny, którą miała na sobie, była adekwatna do stroju, jaki odziała. Czuła się niezręcznie, ale jak na hybrydę przystało nie zamierzała nawet na chwilę dać po sobie poznać, że czuje się nieswojo. Aby przeżyć w miejscu takim jak to, trzeba było wierzyć w siebie. CyKi jak hybrydy były stworzone do zabijania, ale to wciąż po części ludzie, których mechanicznie ulepszono. Innych bardziej, innych mniej. Różnica polegała jedynie w cenie danych implantów, dlatego wiele CyKów było podpinanych pod kategorię C, czyli najgroźniejszych ze wszystkich.
Jedyne, co pocieszało Mayumi to fakt, że Zabuzę i Haku znała, mimo że to właśnie oni znajdowali się w tej najniebezpieczniejszej randze. Zwiadowcę poznała jeszcze będąc na służbie w wojsku, tuż przed eksperymentem; znali się bardzo dobrze, bowiem nie raz stawali ramię w ramię podczas tajnych misji. Zabójca zaś był dla niej niewiadomą. Pojawił się znikąd i strzegł Zabuzę jak oczko w głowie. Nawet teraz odgradzał tę dwójkę swoją osobą w opancerzeniu aż po głowę i Mayumi troszkę się zawahała, nie znając intencji osobistego ochroniarza Zabuzy.
Patrzyła na niego, uśmiechając się szczerze. Dawno go nie widziała, a od ostatniego razu zwiadowca ewidentnie zainwestował w nowe implanty i ekwipunek, gdyż teraz jego wielki, gruby miecz nie przykuwał takiej uwagi jak nowoczesna maska z dwoma otworami ułatwiającymi oddychanie. Poza tym zanadto się nie zmienił; wciąż z wyraźną muskulaturą, odsłaniającym swoją pokaźną klatkę piersiową, mężczyzna o bladej, niemalże szarej cerze, ciemnych, sterczących włosach i brązowych oczach. Mayumi zawsze uważała go za cholernie przystojnego żołnierza z dziwnym poczuciem humoru.
— Chcesz mnie zrekrutować dla Cienia? — spytał w końcu, gdy spokojnie przedstawiła mu ofertę i zdradziła przebieg jej misji, mając nadzieję, że jako dobrzy, starzy znajomi, szybko się dogadają i nikt nie będzie nikogo do niczego zmuszał. — A po cholerę jesteśmy mu potrzebni?
— Cień pragnie was w swoich szeregach, bo wie jakimi profesjonalistami jesteście.
— Nie kręci mnie taki świat — mruknął niechętnie, przerzucając swój olbrzymi miecz przez drugie ramię, jakby nagle waga przedmiotu zaczynała mu ciążyć. — Cień to kryminalista większej maści, wielu go nie lubi, mimo że jest postawiony wysoko. CyKi nie lubią z nim współpracować.
Mayumi sposępniała.
— Błagam cię, Zabuza. Jak nie uda mi się cię przekonać w ten sposób, to będę musiała użyć siły, a tego nie chcę robić — mruknęła, zdejmując powoli jedną rękawiczkę z trzęsącej się dłoni. — Jednym dotykiem mogę wyssać z ciebie wszystkie wspomnienia, a potem zabrać duszę i umrzesz.
Haku, usłyszawszy te słowa, niemal natychmiast sięgnął po stalowy, przesiąknięty do cna krwią poprzednich ofiar, miecz. Mayumi cofnęła się o krok, a Zabuza nerwowo dotknął ramienia swego stróża i zapewnił go, że to był tylko taki żart ze strony dawnej znajomej.
— Dotykać to ty mnie możesz, ale w inny sposób — rzucił zupełnie poważnie, a Mayumi odburknęła coś wściekle w jego stronę. — Poza tym, nawet jeśli udałoby ci się nas pokonać i zmusić, co czekałoby ciebie?
CyKi, jako jedyne, doskonale wiedziały, jak surowy bywał Cień i jak karał wszystkich tych, którzy dla niego pracowali. W swoich szeregach miał tylko dwie hybrydy i plotki niosły te przykre wieści aż do strefy Zero. Tortury, jakim poddawano mutantów, mogły przyprawić o gęsią skórkę nawet kogoś takiego jak Zabuza czy Haku.
— Nie to jest ważne — burknęła tylko, zaczesując swój już ciemny kosmyk włosów za lewe ucho. — Jednak jeśli się martwisz, mógłbyś mi bardzo pomóc, gdybyś...
— Nie mogę się zgodzić — przerwał jej natychmiast. — To wykracza poza moje procesy myślowe. Nie chcę dla niego pracować.
Mayumi, już skora, by się poddać, miała jeszcze jednego asa w rękawie, chociaż bardzo nie chciała go używać. Ciężko westchnęła i uważnie zlustrowała gotową do ataku postawę Haku. Hełm z przyciemnianym na przodzie szkłem nie pozwalał nawet dojrzeć zarysu jego twarzy.
— A jeśli odpalę ci działkę z mojego wynagrodzenia?
Zabuza jakby się ożywił.
— Ile? — spytał.
Przegryzła dolną wargę, wściekła na siebie. Doskonale wiedziała, jak bardzo strzeli sobie taką decyzją w kolano, ale skoro Sasuke zostawił ją na lodzie, musiała radzić sobie sama. Gdyby tutaj był, Zabuza zachowywałby się inaczej, szanował Uchihę i nie potrafił mu się przeciwstawić. Mayumi zaś bardzo mu się podobała i lubił nie ułatwiać jej sprawy w wielu kwestiach. Poza tym kochał pieniądze, bo dzięki nim mógł się jeszcze bardziej ulepszać i inwestując w nowe implanty, tworzył idealnego siebie.
— Jedną czwartą — odpowiedziała, hardo patrząc mu w oczy.
Mężczyzna zaśmiał się w głos, tak doszczętnie rozbawiony.
— Połowa twojego wynagrodzenia i w to wchodzę — powiedział nader poważnym tonem, uspokoiwszy się wcześniej.
— Sasuke nie bierze udziału w zleceniu, kwota mojego wynagrodzenia drastycznie spada, a więc jedna czwarta — skwitowała natychmiast, pełna nadziei, że to przekona jej starego druha by się ugiąć i brać propozycję od ręki. Zabuza jednak był nieugięty.
— Połowa.
— Jedna czwarta — oponowała.
— Połowa. — Zmierzył ją wzrokiem. — I to moje ostatnie słowo. Nie brudzę rąk niepotrzebnie, a już na pewno nie dla Cienia. — Niemalże splunął, myśląc o tym, że kiedykolwiek mógłby działać z rozkazu kogoś takiego jak on.
Mayumi struchlała.
— Zabuza, kurwa, ja z tego nie wyżyję! — jęknęła zrozpaczona, unosząc bezradnie ręce na wysokości swojej żuchwy. Zwiadowca wpatrywał się w nią z przymrużonymi oczami, zapewne uśmiechając się szeroko, czego pod trupią maską nie mogła zauważyć. — Naprawdę chcesz połowę?
Pokiwał na potwierdzenie głową i nie omieszkał się zaśmiać, gdy Mayumi ponownie jęknęła, wysyłając pod jego adresem masę niestosownych słów.
— Niech będzie — mruknęła niechętnie i wyciągnęła ku niemu dłoń schowaną zgrabnie w skórzanej rękawiczce. Zabuza ujął ją, ówcześnie zapewniając Haku o jej dobrych intencjach i niesamowicie pięknym układzie, jaki właśnie zawarł.
— Interesy z wybrykami natury to sama przyjemność. — Delikatnie ucałował kobiece palce, z nonszalancją kłaniając się ku niej. Mayumi zmarszczyła jedną brew podejrzliwie, a druga uniosła się dość wysoko.
— Czy ty mnie właśnie obraziłeś? — Patrzyła na jego rozbawioną twarz i sama nie mogła wyjść z podziwu, jak dobrze przed nią grał i jak dobrze potrafił grać z nią. — Wybrykiem natury nie jestem, co najwyżej dzieckiem feralnego eksperymentu.
— W dzisiejszych czasach wychodzi na to samo.
— Licz się ze słowami, Zabuza — ostrzegła już poważnie, ukazując w uśmiechu garnitur białych zębów, które przypominały teraz kły wilka.
— Uwielbiam się z tobą drażnić, Ruda. — Puścił do niej oczko, by na pożegnanie bezpruderyjnie klasnąć w dłonie i odprowadzić ją do drzwi.
Pokazała mu środkowy palec, gdy włosy już płonęły krwistą czerwienią, a oczy błyszczały szkarłatem. Wśród CyKów musiała przypominać hybrydę, nigdy człowieka — ludzie w strefie Zero nie byli mile widziani, toteż swą demoniczną postać ukazała w pełni, z dumnie uniesioną głową opuszczając mieszkanie Zabuzy. Przed przyjacielem mogła przybierać swoją prawdziwą formę, wychodząc na zewnątrz należało udawać potęgę.
Cień powinien być zadowolony — pomyślała i równym krokiem zmierzała do bramy, którą opuściła strefę Zero z wielką ulgą.
Od autorki: Sprawdzę jutro, wybaczcie zatem wszelkiej maści błędy. Chciałam, żebyście ten rozdział w końcu dostali, gdyż w sobotę nie będę miała na to czasu, a potem od niedzieli do niedzieli pracuję. Nie wiem, czy Wam się to w ogóle podobało, ale trzeba mieć nadzieję. Pozdrawiam ciepło <3
*CyK — CyberKiller
**Naturae lusus — Wybryk natury